niedziela, 13 sierpnia 2017

Samotność na Nadodrzu...może być tylko gorzej

Już nie raz byłam bliska śmierci...
Bo albo to mi życie nie przypomniało bajki albo mi ostatnio nawet walizka w pociągu pośpiesznym INTERCITY Słowacki czy też może był to Asnyk (???) mi na głowę spadła...
Zawsze jednak odczuwam na tym Nadodrzu samotność i dyskomfort, ponieważ już nie raz miałam tę przyjemność, że albo mnie SOK-iści albo ochroniarze albo nawet i takie coś jak Smurfy zwinęło czy też pouczało...
Mniejsza z tym.
Daty 6 listopada 2009 roku, gdy to był trzeci dzień trwania mojego procesu, który to oficjalnie rozpoczął się 3 listopada 2009 roku na równe pół roku i jeden dzień przed moimi imieninami to w pociąg, którym jechałam do domu daty 6 listopada 2009 a były to urodziny mojej rektorki Grażyny B.S., która to mi ten proces wytoczyła to w mój pociąg uderzyło auto i nic nikomu się na szczęście nie stało a było to na niestrzeżonym przejeździe na Mirkowie.
Tego dnia śpiewałam sobie utwór "Never Cry again" i obiecałam sobie, że nigdy nie będę płakać, także i podczas trwania mojego procesu, ponieważ doszło do mnie, że ludzie to gorsze problemy mają niż ja i zawsze może być tylko gorzej.
No i było to w urodziny tej rektorki.
Dziś jestem już po przejściach a co ciekawe odczuwam samotność na Nadodrzu.
Tak jak zawsze bo albo to zostawiły mnie przyjaciółki albo nawet i brat...
A ja nada jestem sama.
Ale czy samotna???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz