czwartek, 3 października 2019

To zaczęło się...

...w październiku 2007. Czyli równe 12 lat temu. 12 lat temu bowiem zaczynałam naukę na studiach politologicznych we Wrocławiu na WSZIF-ie syf-ie. Jakoś tak po pewnym czasie moją uwagę przykuł niejaki dziekan-Mieczysław Sobczak,który jak się okazało mieszkał zza mostem Trzebnickim na Nadodrzu. Mieszkał na ul. Obornickiej 24.
Między mną a nim nawiązała się więź a on sam ciągle powtarzał mi,że ma żonę,która jest jego szefem bowiem jego żona była rektorką i powtarzał mi,że "ma szefa zarówno w domu jak i w pracy"...
Wiedziałam,że jest żonaty. Bolało mnie to bardzo.
Pewnego dnia a było to 12.12.2008 Mieczysław Sobczak zmarł a jak jeszcze żył to jego żonie nie podobała się nasza relacja. Stąd też gdy byłam z nią skonfliktowana to ona daty 1 kwietnia 2008 podała mnie na policję.
Wtedy jeszcze nie przypuszczałam,że on umrze a moja sprawa o zniesławianie jego żony,z którą byłam skonfliktowana się będzie ciągnęło latami...
3 listopada 2009 ruszył mój proces a ja zostałam będąc tą złą-oskarżoną i Bóg wie co jeszcze.
Proces zakończył się 21.12.2009 a ja żyję z tym co było do dziś,albowiem to,co dałam jego żonie jest tym jak jestem odbierana.
Nie mogłam była iść i studiować z tym wyrokiem a mi jest naprawdę bardzo ciężko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz